JA

JA
W Egipcie

O mnie

Konstancin-Jeziorna, Mazowieckie, Poland
Nazywam się Dominik Pawłowski i chodze do klasy 1a NG9. Urodziłem się 29.03.1996 w Warszawie. Od dziecka pasjonują mnie podróże, spanie i gram w tenisa.

sobota, 27 marca 2010

INDONEZJA

Indonezja
Wyjechałem wraz z mamą do Indonezji na 3 tygodnie. Leciałem przez Frankfurt i Singapur liniami Lufthansa i Air Singapur. Podróż trwała 20 godzin.
Indonezja to wyspiarskie państwo położone na 17 508 wyspach w Azji Południowo – Wschodniej. Stolicą Indonezji jest Dżakarta, która liczy ok. 8,4 mln. mieszkańców. Żyją tam głównie Jawajczycy, Sundajczycy i Madurowie. Większość mieszkańców Indonezji to wyznawcy Islamu. A 6 000 wysp jest niezamieszkałych i należą one do Archipelagu Malajskiego. Brzegi Indonezji opływa Ocean Indyjski i Spokojny. Na wyspach znajdują się liczne wulkany. Największym problemem Indonezji są trzęsienia ziemi i tsunami. Najwyższym szczytem jest Puncak-Jaya i ma wysokość 4884m n.p.m. Wyspy na których ja byłem to : Bali, Flores, Madura, Komodo.
Pierwszą z wysp, którą zwiedzałem była Bali. Stolicą Bali jest Denpasar, które słynie z wyrobów papierniczych, włókienniczych i rzemiosła artystycznego. Stolica słynie również z międzynarodowego portu lotniczego Ngurah Rai Airport. Lotnisko to jest jednym z dwóch najważniejszych portów lotniczych w kraju. Byliśmy również na wyprawie na wulkaniczne pasmo górskie, gdzie nocowaliśmy w namiotach. Moje najprzyjemniejsze wspomnienie z Bali dotyczy zup gotowanych przez Balijczyków – przypominały nasz polski rosół z dodatkiem orientalnych przypraw. Pycha
Kolejną wyspa, którą odwiedziłem była wyspa Flores. Jej nazwa oznacza „Wyspa Kwiatów”, co oczywiście łączy się z piękną roślinnością na wyspie. Najbardziej znaną atrakcją na wyspie jest wygasły wulkan Kelimutu z trzema kolorowymi jeziorami. Wulkan uważany jest przez ludność tubylczą za świętą górę. Wierzą oni, że jest to miejsce przebywania duchów. Jeziora co pewien czas zmieniają swoje kolory. Tamtejsza ludność zajmuje się uprawą ryżu, kukurydzy, palmy kokosowej i kawy, a także hodowlą bydła i turystyką. Ciekawostką jest fakt, że nie dawno został tam odkryty nowy gatunek człowieka Homo Floresiensis, występujący na wyspie ok. 18tys. lat temu.
Następną wyspą, na którą pojechałem była Madura. Wyspa znajduje się koło jednej z największych wysp Indonezji - Jawy. Jak większość wysp Indonezyjskich jest w dużym stopniu pokryta wulkanami. Głównym miastem jest Pamekasan. We wrześniu i październiku każdego roku odbywają się tam finały wyścigów byczych zaprzęgów. Madura słynie z uprawy ryżu, kukurydzy, manioku, tytoniu, palmy kokosowej, hodowli bydła, rybołówstwa i pozyskiwania soli morskiej.
Wyspa Komodo, na którą pojechałem na koniec znana jest na całym świecie z gatunku „Warana Z Komodo”. Jest to gatunek gada z rodziny waranów i nazywany jest „Smokiem Z Komodo”. Jest to największa współcześnie żyjąca jaszczurka. Odkryto ją w 1910r. Jego szeroka szczęka uzbrojona jest w 60 zębów, a ciało pokryte jest ziarnistymi łuskami. Jego długość to od 2-3,5 m. a masa ciała wynosi ok. 150kg. Żywi się głównie ptakami i ssakami (konie, bawoły wodne, świnie, jelenie, kangury) , a także odnotowano kilka śmiertelnych ataków na ludzi. Warany są także kanibalami (zjadają również osobników własnego gatunku). Są one aktywne w dzień, a noce spędzają w wygrzebanych przez siebie norach. W celu ochrony tej największej jaszczurki na świecie utworzono Park Narodowy Komodo. Inną atrakcją turystyczną jest nurkowanie, szczególnie w wodach cieśniny Lintah.

niedziela, 21 marca 2010

Meksyk / Gwatemala / Belize

W wakacje 2004 roku, wybrałem się z mamą na kolejną „z podróży mojego życia” – pojechaliśmy do Meksyku. Z Warszawy polecieliśmy do Londynu, a potem do Mexico City. Podróż trwała 24 godziny.
Pierwszy dzień spędziliśmy w miasteczku Tulum, które było osadą Majów w XV wieku i położone jest nad Morzem Karaibskim. Tam również zwiedziliśmy jaskinie, w których były małe jeziorka. Kąpiel w nich była magiczna jak w raju.
Dzień drugi zaczęliśmy od kąpieli w Morzy Karaibskim w Playa Del Carmen. W południe pojechaliśmy do Belize, które liczy zaledwie 210 tys. Ludzi. Jest niepodległym państwem od 1981r, wcześniej była to brytyjska kolonia.
Trzeciego dnia po nocy spędzonej w miasteczku Orange Walk wybraliśmy się na wyprawę w głąb dżungli. Tam zwiedzaliśmy miasto Majów Lamanai sprzed 3,5 tys. lat. Powstało ono 1,5 tys. lat przed naszą erą. Potem dotarliśmy do piramid i do starej fabryki cukru z trzciny cukrowej.
Czwarty dzień również spędziliśmy w dżungli. Widzieliśmy kolejną wioskę Majów Caracon, a w niej piramidy niektóre dotąd nie odkryte. W drodze powrotnej kąpaliśmy się w wodospadach.
Piątego dnia ruszyliśmy do Gwatemali do El Sombrero położonego w dżungli nad jeziorem z krokodylami. W nocy słyszeliśmy małpy wyjce.
Szóstego dnia obudziły nas odgłosy dżungli. Ruszyliśmy na wyprawę po jeziorze Jaha do dwóch lagun z krokodylami. Łodzią dopłynęliśmy na wyspę, gdzie zjeżdżaliśmy po linie.
Siódmy dzień wyjechaliśmy z El Sombrero i pojechaliśmy do Tical – jednego z największych i najsłynniejszych miast majów. Zostało ono odkryte na początku XX wieku. Tam widzieliśmy świątynie króla i królowej. Tam również były kręcone sceny do Gwiezdnych Wojen. Nadal trwają prace archeologiczne i poszukiwania, ponieważ naukowcy wciąż znajdują nowe groby – to właśnie miejsce nazywane jest zaginionym miastem.
Ósmy dzień pojechaliśmy na lotnisko we Flores, skąd polecieliśmy małym samolotem Gwatemala City, czyli stolicy kraju. Stamtąd wybraliśmy się do Antigua, które było starą stolicą. Stolica została przeniesiona do Gwatemala City, ponieważ na początku XX wieku trzęsienie ziemi zniszczyło Antigue. Miasto to słynie z wyrobów jubilerskich z kamieniami szlachetnymi.
Dziewiąty dzień wstaliśmy o piątej rano, pojechaliśmy zwiedzić czynny wulkan Pacaja na wysokości dwóch i pół tysiąca metrów nad poziomem morza. Widzieliśmy wydobywającej się gazy i siarkę, oraz świeżą stróżkę lawy. Potem pojechaliśmy do Panajahel indiańskiej wioski nad jeziorem o tej samem nazwie, które jest największym jeziorem w Gwatemali.
Dziesiątego dni popłynęliśmy statkiem prze całe jezioro otoczone wulkanami i górami do miasteczka Santiago de Atitian. Odwiedziliśmy tam miejsce kultu lokalnego bóstwa Maksimon – była to kukła mężczyzny przenoszona z domu do domu. Modli się do niego poprzez kapłanów, którzy zawsze są przy nim.
Jedenastego dnia wybraliśmy się w podróż na Jukatam do Meksyku. Po drodze mineliśmy największy szczyt Gwatemali Tah Mulko – 4200m n.p.m. później dojechaliśmy do Sam Cristobal de las Casas.
Przez kolejne cztery dni zwiedzaliśmy miasteczka w prowincji Chiapas. Żyją tam Majo – katolicy, którzy mają bardzo surowe obyczaje. Naruszanie panujących zasad karane jest śmiercią. Nie wolno było nam robić tam zdjęć, więc kupiliśmy pocztówki. Potem zwiedzaliśmy kościół, na podłodze którego była rożu ona trawa, mnóstwo świec, a Indianie modlą się tam zabijając kurę. Piją także Coca – Colę, bo wierzą że bekając wypędzają złe duchy. Miasta pilnują strażnicy w czarnych lub białych kaftanach. Społecznością rządzi 12 osobowa rada.
Piętnastego dnia wyruszyliśmy w drogę do Palenque. Po drodze widzieliśmy źródła i wodospady, gdzie kąpaliśmy się.
Dnia szesnastego rano zwiedzaliśmy Palenque, gdzie kupiliśmy piękną perłową maskę. Tam również poznaliśmy potomków majów. Mają bardzo charakterystyczną twarz – szerokie, ostre, wystające kości policzkowe, szeroki i długi orli nos, cofnięte czoło i czarne długie włosy. Zjedliśmy z nimi bardzo smaczną kolacje.
Przez kolejne cztery dni zwiedzaliśmy Bonampac, gdzie zachowane są jedyne malowidła ścienne w trzech komnatach należących do króla i piękne świątynne freski. Kolejnego dnia byliśmy w Tchichen – Itza, czyli najsłynniejszego miasta Majów. Nazwa miasta oznacza źródło majów. Tam właśnie na główne piramidzie w dniu przesilenia wiosennego 21 marca wschodzące słońce ukazuje cień wpełzającego węża. Są tam również ołtarze ofiarne i ołtarze boga Tealok’a, na którego kolanach były składane ofiary.
Kolejnego dnia byliśmy w Meridzie, gdzie wyruszyliśmy do Cancun – najsłynniejszego kurortu Jukatanu. Tam popłynęliśmy na wyspę Isla Mujeres do miejsca naszego ostatniego pobytu. Czuliśmy się jak w raju. Posiłki jedliśmy na plaży. Następne trzy dni zwiedzaliśmy wyspę i odpoczywaliśmy na plażach.
Ostatniego dnia wróciliśmy do Polski.

niedziela, 14 marca 2010

Wenezuela

W sierpniu 2005 roku poleciałem z mamą do Wenezueli. Mieliśmy międzylądowanie we Frankfurcie, a później wylądowaliśmy w stolicy Wenezueli Caracas. Tam wsiedliśmy do 18sto osobowego samolotu, którym latają Wenezuelczycy do pracy każdego dnia. Miasto do którego lecieliśmy nazywa się Coro i jest byłą stolicą Wenezueli. Mieszkałem w małym hoteliku w hiszpańskim stylu. Pogoda była deszczowa i parna – było ponad 30 stopni Celsjusza. Walutą w Wenezueli są Bolivary. Zwiedzaliśmy w 10 osobowych grupach. Drugiego dnia zwiedzaliśmy Coro, które jest typowym kolonialnym miasteczkiem w układzie szachownicy. Powstało ono w XVIII wieku I jest wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Oglądaliśmy również plac Bolivara, który był bohaterem narodowym i wywalczył wolność dla Wenezueli. Podobne place znajdują się w każdej miejscowości poczynając od metropolii kończąc na wsiach liczących po 20 mieszkańców. Później pojechaliśmy na pustynię, która otacza miasteczko Coro. Widziałem również Góry Mgłowe nazwane tak od zjawiska dużych mgieł, które pojawiają się nad ranem oraz nisko płynących chmur – Sierra De San Luis. Następne dwa dni spędziliśmy w dżungli. Trzeciego dnia przeprawialiśmy się przez dżunglę starym hiszpańskim szlakiem handlowym, a naszym celem był wodospad, pod którym się kąpaliśmy. Na nas wszystkich ogromne wrażenie zrobiły otaczające nas zwierzęta, a w szczególności owady i piękna soczysta zieleń. Następnego dnia pojechaliśmy do Meridy, która jest oddalona o 500km od naszego obozowiska, więc zajęło nam to cały dzień. Piątego dnia wyruszyliśmy na trzy dni w Andy. Zatrzymaliśmy się w miasteczku Los Nevados 2700m n.p.m., gdzie spaliśmy dwie noce. Miasteczko było maleńkie – jedna uliczka, plac Bolivara i kościół. W mieście mieszka 400 osób. Kolejnego dnia wyruszyliśmy karawaną na zdobywanie Sierra Nevada i przełęczy Santo Cruz na 4200m n.p.m. Towarzyszą nam muły, które noszą nasz bagaż. Ja i moja mama jedziemy na koniu. Dookoła przepiękne widoki i roślinność występująca tylko w Andach. Ósmego dnia pojechaliśmy komunikacją miejską 40km od Meridy do małego miasteczka andyjskiego. Tam zwiedzamy hacjendę i plantacje kawy, gdzie po raz pierwszy spróbowałem kawy. Wieczorem w miasteczku Altamira tańczymy salsę, merengę, tambor i pijemy rum – moja mama pije. Dziewiątego dnia wyruszamy do Zos Llianos – wielkich równin wenezuelskich. Tam w małej miejscowości wśród stepów i sawanny zostajemy na noc. Dobrze, że mamy moskitiery, bo ilość owadów jest przerażająca, noc spędzamy śpiąc w hamakach. Dzień dziesiąty -okazało się, że w hamakach śpi się bardzo wygodnie. Stamtąd jedziemy na safari dżipami, gdzie pasą się stada wołu, mułów i koni. Widzimy również mnóstwo ptactwa – pelikany, kormorany, czaple, sępy, jastrzębie i papugi. Po południu wybraliśmy się na zwiedzanie łodzią po Orinoko. Woda wpływała w samą dżunglę skąd zwisały liany. Widziałem również rzeczne delfiny, które wyskakiwały nad wodę. Żółwie wylegiwały się na brzegu. W nocy odbyła się huczna impreza, tańczyliśmy wokół ogniska razem z Wenezuelczykami. Jedenastego dnia odbyliśmy konną trzygodzinną wyprawę przez sawannę. Później wybraliśmy się na połów piranii, które wyglądały jak flądry z bardzo dużymi zębami. Dzień dwunasty - jedziemy nad Morze Karaibskie do wioski Pueblo Colombia w Coroni. Tam spędzamy na plaży cały kolejny dzień i jemy na obiad pyszne krewetki. Dnia trzynastego popłynęliśmy łodzią na inną, niedostępną drogą lądową plażę. Tam spędziliśmy cały dzień opalając się i jedząc tamtejsze owoce morza. Czternastego dnia wyjechaliśmy przez góry do Caracas, a stamtąd polecieliśmy do Ciudaz Boliwar, gdzie spędziliśmy noc. Piętnastego dnia wstaliśmy bardzo wcześnie i polecieliśmy sześcioosobową awionetką do Canaimy. Tam płyniemy łodzią do obozowiska Aero Santo Angel. Krajobraz jak z epoki dinozaurów – paprocie na wysokości człowieka, wielkie palmy, liany grube jak pnie. Właśnie tam kręcony był Jurasic Park. Nasza łódź zrobiona jest z jednego kawałka drewna – jest to ogromny pień wydrążony w środku. Docieramy na miejsce i od razu ruszyliśmy w dżungle aby dojść do Santo Angel – są to ogromne kaskady wody spadające z wysokości 957m do rzeki w dżungli. Do obozowiska wracamy w deszczu w nocy i jemy kolacje przy świecach. Szesnastego dnia jeden z Indian zabiera nas do dżungli i pokazuje nam rośliny lecznicze i jadalne, a także jak przeżyć w dżungli. Następnie bierzemy udział w spływie rwącą rzeką i zaskakuje nas ulewa tropikalna. Docieramy do kolejnych wodospadów pod którymi przechodzimy po wąskiej półce. Ostatniego dnia wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski, która trwała ponad 24 godziny. Była to najwspanialsza i najciekawsza podróż w moim życiu.